Recenzja filmu

Bodyguard i żona zawodowca (2021)
Patrick Hughes
Ryan Reynolds
Samuel L. Jackson

Licencja na ochranianie

Patrick Hughes, którego "Bodyguard Zawodowiec" (2017) był filmem stosunkowo świeżym, a zarazem – zważywszy na elementy parodystyczne i ironiczne – dość zabawnym, ponownie sięga po niezniszczalne
Licencja na ochranianie
Michael Bryce (Ryan Reynolds), niegdyś ekskluzywny ochroniarz potrójnej klasy A, trafia na kozetkę po tym, jak stracił ważnego klienta i został zdegradowany do roli podrzędnego goryla, a następnie – chcąc się zrehabilitować – przyjął ofertę od Interpolu zakładającą przetransportowanie z Manchesteru do Hagi Dariusa Kincaida (Samuel L. Jackson), szalenie niebezpiecznego zabójcy do wynajęcia, gotowego zrobić wszystko, by wyciągnąć z więzienia swą ukochaną żonę Sonię (Salma Hayek), łącznie z zeznawaniem na niekorzyść byłego pracodawcy, arcygroźnego białoruskiego dyktatora.

Niby wszystko dobrze się skończyło, bo przecież sprawiedliwości stało się zadość, ale Bryce wciąż nie odzyskał mitycznej wręcz licencji, przez co cierpi, nie tyle fizycznie, co psychicznie. Stres nie odstępuje go na krok. I choć w snach zdobywa upragnioną nagrodę dla najskuteczniejszego osobistego stróża, przyjemne marzenia wnet przekształcają się w intensywnie doświadczane koszmary, a uroczystą galę każdorazowo przerywa dobiegający z sali śmiech. Terapeutka zachęca go do pożegnania z bronią i udania się na zasłużone wakacje. Może Capri, a może Toskania, byle jak najdalej od zgiełku, wystrzałów i ryku silników.



Spokój, jak łatwo się domyślić, nie trwa długo. Zakłóca go Sonia, która przy akompaniamencie karabinów maszynowych prosi Michaela o pomoc w odbiciu męża z rąk mafii. Mężczyzna niechętnie zgadza się. Akcja przebiega sprawnie, Dariusa udaje się uwolnić. Jednak jeszcze tego samego dnia trio zostaje zaprzęgnięte przez agenta Bobby’ego O’Neilla (Frank Grillo) do rozprawienia się z niejakim Arystotelesem Papadopolousem (Antonio Banderas). Bogacz planuje odwet na Starym Kontynencie za sankcje nałożone na jego ojczystą Grecję (nawiązanie do kryzysu ekonomicznego i możliwości opuszczenia przez kraj ten strefy euro).

Patrick Hughes, którego "Bodyguard Zawodowiec" (2017) był filmem stosunkowo świeżym, a zarazem – zważywszy na elementy parodystyczne i ironiczne – dość zabawnym, ponownie sięga po niezniszczalne postaci odporne na kule oraz zderzenia z pędzącymi samochodami (a nawet z motorówkami). Rzecz w tym, iż "Bodyguard i żona zawodowca" (2021) nie jest już kumpelską komedią opartą na silnie skontrastowanych bohaterach, a raczej – jak sugeruje promujące go hasło – na zabójczym trójkąciku (podtekst erotyczny z pewnością zamierzony; całość po brzegi wypchana jest bowiem mniej lub bardziej niewybrednymi insynuacjami). Oto ochroniarz, cyngiel i oszustka – ta sama, która w poprzedniej części była zwyczajną kelnerką, ale miała to być najwyraźniej łebska przykrywka – wyruszają w podróż. Dla Michaela to urlop od urlopu, dla Kincaidów zaś miesiąc miodowy i okazja do starań o poczęcie dziecka. Przy okazji trzeba będzie zapobiec paraliżowi informatyczno-energetycznemu w Europie (a w konsekwencji również w pozostałych zakątkach globu).



Plan Arystotelesa, granego przez Banderasa z typową dla czarnych charakterów manierą (to rola ekstremalnie przerysowana, choć niestety nie karykaturalna, a potraktowana z pełną niemal powagą), jest doskonale znany amatorom kina akcji. Jeśli protagonistom nie uda się go powstrzymać, rynki finansowe się zapadną, zginą miliony niewinnych, a jeden kraj wysunie się na czoło, przy okazji przypominając ludzkości, gdzie leży kolebka historii, kultury i – a jakże! – demokracji. Cóż zatem może pójść nie tak? W filmie Hughesa niewiele rozwiązań jest w stanie zaskoczyć widza. Każdy kolejny pościg samochodowy – a jest ich naprawdę sporo – do złudzenia przypomina ten poprzedni, zmienia się jedynie malownicza sceneria słonecznej Italii. Równie dużo tu strzelanin, eksplozji oraz – jako że Kincaidów na ekranie jest teraz dwoje – bluzgów. Wszystko to pojawia się kosztem żartów, co nie oznacza bynajmniej, że nie ma się z czego pośmiać. Tym jednak, którzy zdążyli się zirytować bądź co bądź epizodycznym występem Hayek w pierwszym filmie – odgrywającej stereotypową i wybuchową meksykańską złośnicę w stylu Lupe Vélez, wielkiej latynoskiej gwiazdy początków kina dźwiękowego – jej udział w drugiej części może w jeszcze większym stopniu nie przypaść do gustu (choć przyznać trzeba, że sceny nawiązujące do "Desperado" Roberta Rodrigueza znajdą uznanie w oczach co bardziej nostalgicznego widza).

"Nuda jest najlepsza na świecie" – brzmiało credo Michaela Bryce’a w "Bodyguardzie Zawodowcu". Teraz dodaje on, że nuda jest również bezpieczna (żart z zapinaniem pasów ponownie wałkowany do upadłego). Być może podobna myśl przyświeca również Hughesowi. Na całe szczęście w tych partiach, gdy nie zagłusza seansu hałasem broni i koziołkujących aut, okazuje się, że ma też coś do powiedzenia. Posiłkując się dość toporną metaforą, reżyser zdaje się przekonywać, iż bycie ochroniarzem to nie zawód, a powołanie, silnie skodyfikowana i podparta konkretną filozofią służba. Osoby strzeżone stają się najważniejsze, podobnie jak przyjaciele i najbliżsi. Hańbą byłoby nie zaryzykować dla nich życia, z licencją czy bez niej.
1 10
Moja ocena:
5
Rocznik '90. Absolwent filmoznawstwa na Uniwersytecie Łódzkim. Interesuje się przede wszystkim okresem klasycznym w historii kinematografii oraz tak zwanym amerykańskim kinem niezależnym. Autor... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones